Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2009

Dystans całkowity:1159.59 km (w terenie 26.00 km; 2.24%)
Czas w ruchu:50:48
Średnia prędkość:22.83 km/h
Maksymalna prędkość:51.50 km/h
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:39.99 km i 1h 45m
Więcej statystyk

masa

Sobota, 29 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Sierpniowa masa była połączona z obchodami 65. rocznicy likwidacji Litzmannstadt Ghetto, dlatego też miała nieco inny charakter, a trasa przebiegała m.in. przez tereny getta.
na terenie getta, z pomnikiem w tle © triss

Dominika, Tomek, Adam © triss


Nie wiedzieć czemu, pojawiło się mało znajomych i tradycyjne ognisko po masie zostało zastąpione pizzą (moją ulubioną - grecką z presto) :]

nudnawo

Piątek, 28 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
jak się jeździ tą samą trasą niemal codziennie od kilku miesięcy, to, w jakiś dziwny sposób, ma się mniej frajdy z jazdy... wniosek: należy poszukać pracy w innym końcu miasta ;)

niby do pracy

Czwartek, 27 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
niby, bo tak naprawdę to musiałam rozruszać mięśnie ;)
PS jak ja uwielbiam jeździć w błotku ;]

na ciacho :]

Środa, 26 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
To miał być krótki wypad do Czarnocina, ale kupiłam ciastka i stwierdziłam, że dobrze by było zjeść je na tamie, która miała być gdzieś niedaleko (tak mi się przynajmniej wydawało) ;D Jakkolwiek 'niedaleko' to przecież pojęcie względne :]
Powrót po ciemku, z jedną ruchomą lampką ;)
wygłupy w Czarnocinie ;) © triss

bo Cortez lubi, jak kobieta Go bije ;P © triss

ciekawe czy to warka, czy żywiec? ;) © triss

drobiażdżki ;)

Wtorek, 25 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
do parku na bieganie i do wypożyczalni oddać film*

*film - "Królowie nocy" - miał być w klimacie świetnej "Infiltracji", a był na poziomie przedszkola (z tym że dla większych dzieci, w czym mu znacząco pomogło typowo amerykańskie, patetyczne zakończenie, potwierdzające odwieczną prawdę: dobro zawsze zwycięża)

moment grozy

Wtorek, 25 sierpnia 2009 · Komentarze(1)
Jak zwykle wyjechałam do pracy "na styk", więc nie miałam czasu zawracać kilkaset metrów, żeby pod wiadukt podjechać... wzięłam więc garego pod pachę i zaczęłam z nim wchodzić po schodach. Aż tu nagle pojawia się przede mną Ktoś i... wyciąga ręce w moją stronę. Słyszę: "rowerek, wziąć rowerek". Spanikowana przyciskam garego mocno do siebie, odsuwam się w drugi koniec schodów i łypiąc spode łba na Ktosia, kategorycznie stwierdzam, że nie oddam roweru za nic w świecie... (jednocześnie myślę sobie, jak bardzo pozory mylą - taki sympatyczny na pierwszy rzut oka, a złodziej... i czy kciuk miał być wewnątrz, czy na zewnątrz zaciśniętej pięści przy tym prawym sierpowym... no i jak to dobrze, że zjadłam śniadanie, bo tak to mam szansę zwiać...), a tu nagle Ktoś strzela focha: "nie - to nie, chciałem dobrze, a wyszło jak zawsze" i odchodzi w pokoju.
Wniosek: nie należy jeść parówek na śniadanie ;D