Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2010

Dystans całkowity:825.54 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:02:31
Średnia prędkość:21.63 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:51.60 km i 2h 31m
Więcej statystyk

awaryjnie

Czwartek, 25 lutego 2010 · Komentarze(0)
Kategoria paczkowanie
najpierw do pracy i szybko z pracy - okazało się, że w było nas dużo do jeżdżenia i mogłam pojechać do domu i poleżeć sobie z moimi objawami grypopodobnymi w łóżku ;) ale nie zdążyłam nawet zamknąć oczu, gdy zadzwonił telefon. okazało się, że Adam pilnie potrzebował nowej dętki. albo chociaż kleju do łatek - więc czekała mnie jeszcze misja ratunkowa ;)

wiosennie

Czwartek, 18 lutego 2010 · Komentarze(0)
Kategoria paczkowanie
nic dodać, nic ująć - ten krótki tytuł wyraża więcej niż tysiąc słów :)))

na piknik :D

Środa, 17 lutego 2010 · Komentarze(3)
daniem głównym były: toffinki (wafelki nasączone karmelem), ciasteczka, których nazwy nie pamiętam (herbatnik, mleczne nadzienie i polewa czekoladowa), żelki (poczciwe kolorowe misie), milka (ta z kremowym nadzieniem), prince polo, laysy [solone, pieczone w piecyku, czyli mniej rakotwórcze (mam nadzieję)]. a poniżej zabytkowa kasa z almy, o której poprzednio zapomniałam :)
kupieckie arcydzieło :) © triss

tell me why...

Poniedziałek, 15 lutego 2010 · Komentarze(3)
Kategoria paczkowanie
I like mondays (so much) ;D znowu mi się świetnie jeździło - tak jakoś lekko, bez wysiłku i na dodatek radośnie... a nawet wiosennie, mimo padającego nieustannie śniegu :) może czuję w kościach, że ta upragniona wiosna nadchodzi? pod sam koniec jeżdżenia spotkałam Tomka, który też był głodny, więc wylądowaliśmy w presto :D słowem - dzień pełen przyjemności :))

na skróty :D

Piątek, 12 lutego 2010 · Komentarze(4)
Kategoria paczkowanie
na deser po śniadaniu trafił mi się kurs do zgierza. na zgierskiej czyhała na mnie Wielka Dziura w czeluściach kałuży. dobrze, że wzięłam pompkę, chociaż rano coś mnie korciło, żeby ją w domu zostawić ;) ze zgierza zatem postanowiłam pojechać skrótem...
skrót ;) © triss

jak się potem okazało, skrót nijak nie pasował do opon szerokości 1,2... za to idealnie komponował się z moimi butami ;) a na alleya nie pojechałam, bo koło 18. marzyłam jedynie o ciepłym łóżku i mięciutkiej kołdrze (spod której właśnie piszę;))

skrajnie

Czwartek, 11 lutego 2010 · Komentarze(6)
Kategoria paczkowanie
dzień pełen skrajności... rano ciężko, wieczorem pluszowo, słodko, a nawet walentynkowo. a wszystko to za sprawą pátibela Tadeusza* oraz Paulinki i jej babci. wszystkich serdecznie pozdrawiam, a Paulince składam najlepsze życzenia urodzinowe :) podczas czekania na Tadeusza, zrobiłam zdjęcie kościółkowi w śniegu... no właśnie - w śniegu - bo znowu śnieżyca dzisiaj. śnieg jest co prawda mięciutki i puchaty, a zimowa aura tajemniczo-przytulna, ale ile można? ;)
kosciół św. Teresy przy zakręconym rondzie Solidarności © triss


Pátibel to jeden z wielu ludzi, których możemy spotkać codziennie na ulicy, niczym niewyróżniający się z tłumu. Jednak pod wpływem chwili (i paru kufli piwa) potrafiący opowiadać niesamowite historie, niby przeżyte, ale w istocie dopiero co wymyślone. Możemy dowiedzieć się o nim tylko tyle, ile sam zechce nam powiedzieć, czyli zazwyczaj same sprzeczności. Ale przecież każdy jest bliższy swoim intencjom w marzeniach niż w rzeczywistości — kto nie potrafi marzyć, ten jest tylko trybikiem w machinie społecznej. Natomiast ten, kto marzy na głos, zwielokrotnia swoje skromne istnienie, śmiejąc się, dotyka absolutu i wykracza poza siebie. Hrabal pisze o pátibelach w następujący sposób: „są ludzie, którzy chodzą rowami dróg złotego środka, są ludzie, którzy wciąż chłodzą swe rozpalone głowy w bryzgach fal, w których nieustannie się pluszczą. Są ludzie, których czupryna jest osmalona od iskry, gdy prześcigali się w rozniecaniu ognia, są ludzie, którzy wciąż pędzą, by dopaść wielkiej szansy, widzianej na linii horyzontu. To pátibelé… Bo pátibel to człowiek, przed którym wzdyma się nieustannie ocean natrętnych myśli. Jego monolog płynie bez przerwy, to jako podziemna rzeczka w tunelu myśli, to znów wylewając się ustami na zewnątrz. Pátibel z reguły niemal nic nie czytał, ale za to wiele widział i wiele słyszał. I niemal niczego nie zapomniał. Pochłonięty jest swoim wewnętrznym monologiem, z którym chodzi po świecie jak paw ze swym pięknym upierzeniem. Pátibel, jeśli nie wdaje się w rozmowę z ludźmi, bawi rozmową sam siebie, podaje informacje o wydarzeniach, których znaczenie jest przesadzone, przesunięte, przekręcone, gdyż pátibel przecedza rzeczywistość przez diamentowe oczko inspiracji. Pátibela przepełnia podziw dla świata widzialnego, wskutek czego ten ocean pięknych widziadeł nie pozwala mu spać. Jest tak urzeczony opowiadaniem, że wygląda to tak, jakby sam język wybrał sobie pátibela, aby przez jego usta ujrzeć samego siebie i dowieść sobie, co potrafi… Toteż podczas gdy mądrzy i ostrożni starannie się odkażają, pátibelé pachną człowiekiem. Podczas gdy mądrzy i ostrożni przywieszają do swoich skrzydeł ołowiane ciężarki, skrzydła pátibeli już wracają z wyprawy z wyskubanymi i wypalonymi lotkami. Otóż pábieni jest niwelacją w obronie przed obrzędowością wykształcenia… pátibelé dowodzą, że życie jest warte tego, żeby żyć.”

zimowe przemyślenia

Wtorek, 9 lutego 2010 · Komentarze(0)
to, co leży teraz na ulicach, jest ucieleśnieniem ZŁA... przynajmniej dla napędu - łańcuch rdzewieje i skacze po kasecie jak chce, a przerzutka dorobiła się jakichś białych kropek. nawet mój niezniszczalny licznik przestał działać, ale odrobina brunoxa pomogła mu od razu ;)