cały dzień chlupotało mi w butach. z dwóch powodów: po pierwsze - mimo błotników woda z kół radośnie chlapała na buty, a po drugie - przejeżdżający kierowcy wznosili fontanny błota pośniegowego, które, topiąc się na moich spodniach, ostatecznie spływało do butów. kolega zasugerował worki na śmieci na nogi w celu uniknięcia przemoczenia... ale chyba najlepiej by było, gdybym cała się owinęła folią, zostawiając tylko otwory na oczy, nos i usta. a tak poza tym jeździło się świetnie :D
znowu napadało śniegu... jest go niemal po kolana. Taki ładny i delikatny, a taki zdradliwy - przykrył tory i miałam bardzo bliski kontakt z asfaltem. Oczywiście ośnieżonym. Noga się nieco popsuła, a na dodatek w butach chlupało wesoło cały dzień. Oby do wiosny :]
bardzo słonecznie... aż chciało się jeździć. ale po zachodzie słońca zrobiło się okropnie zimno - dopiero teraz nos mi odtajał ;) wypatrzyłam dziś świetne grafitti na Kościuszki, ale śpieszyłam się i nie mogłam zrobić zdjęcia. zrobię następnym razem :)
bo stąd miał nas zabrać Stopa, a następnie zawieźć na jakąś górę, by pośmigać na nartach. W moim przypadku: "pośmigać", ale obyło się bez strat w kończynach ;) Do Tomka śpieszyłam się niezwykle, więc pojechałam skrótem, dlatego też trasa dłuższa niż zazwyczaj ;) Ostateczny skład ekipy: Lazy, Mavik, Stopa, Xanagaz i ja :) Niestety po nartach wymiękłam i bardzo nie chciało mi się wracać rowerem do domu ;)
ukradli mi szczałę... niby stara i rozklekotana, ale smutno bez niej. zniknęła 20 stycznia spod manufaktury. wygląda dokładnie tak samo jak na zdjęciu, z tym że tylne koło jest inne - z normalną obręczą, a nie "wzmacnianą", nie ma stopki, ale za to posiadała błotniki. gdyby ktoś ją gdzieś zauważył, proszę o kontakt: 782 157 589.
spragniona wiedzy pomknęłam w sobotę rano* do biblioteki... jadę sobie spokojnie ulicą, bo ruch znikomy, słucham sobie joss stone, gdy nagle jakaś istotka z granatowego scenica wielce zniecierpliwiona pokazuje mi na migi, że powinnam ścieżką jechać, a nie ulicą... (jakby trzy pasy to było za mało dla takiego scenica). a ścieżki nie ma. była - to prawda, ale ją przysypało na amen. a jak nie ma ścieżki, to rowerzysta ma nie tylko prawo, ale nawet obowiązek jechać po ulicy... więc też pokazałam pani, co myślę o jej niemądrej sugestii, na migi oczywiście ;]
wreszcie! nie wiem, czemu, ale jeździć mi się dziś wybitnie nie chciało... kilometrów niewiele, a zmęczyłam się tak, jakbym setkę w terenie wykręciła - starzeję się ;) albo rower trzeba rozkręcić i przeczyścić w końcu ;]