tym razem nie na beztroskie hasanie, lecz na rower (wreszcie!!:)) razem z Tomkiem, Marcinem, Łukaszem i kolegą Łukasza pokręciliśmy się po Łagiewnikach.
słońce stało niemal w zenicie, żar lał się z nieba, a pot z czoła... i nie tylko. mimo wszystko - zaliczyłam kolejną 16-tkę ;)) przy okazji zauważyłam, że powinnam gdzieś 13 kilometrze zacząć schodzić i to tak bezpowrotnie... a jednak - here I am :] no i kalorii jakoś mało spalonych - bite dwie godziny biegu powinno spalić ich więcej...
w sumie wyszło 8 km biegu. mało, ale po prostu nie dałam rady więcej. kupiłam sobie pulsometr - od dzisiaj będę wiedziała, czy tylko mi się zdaje, że schodzę, czy faktycznie tak jest ;)
ważna wskazówka: szampan bardzo szybko uderza do głowy, ale też szybko odpuszcza. jednak nie na tyle szybko, by móc wracać do domu rowerem -> 6,5 km dla mnie ;)