Tomasz był moim przewodnikiem... jakimś cudem spod lublinka (byłam pewna, że on jest raczej na zachodzie) wylądowalismy na rudzie pabianickiej (czy ona nie jest raczej na południu?) - nie mam pojęcia jak i czemu :))
tylko razy dwa, bo w środę pojechałam do pracy, żeby zostawić rower i złapać pociąg do Zamościa, z którego wróciłam w piątek po południu. chyba można zatem uznac wypad do Zamościa za częsciowo rowerowy, prawda? bo bardzo chcę zamieścić ładne zdjęcie ładnego zamojskiego ratusza nocą :) hm... coś mi photo.bikestats nie działa - dodam ładne zdjęcie, jak zacznie ;)
znowu na rowerze - już mi się odechciało chodzenia na piechotę ;P przeczyściłam i zabalsamowałam mieszczucha, jednak coś w nim popiskuje, coś chrobocze, ale da się jeździć :)
w grudniu nie jeździłam codziennie - raz na piechotę, raz na rowerze - żeby stare kości bardziej rozruszać. poza tym - serce się kraje, gdy patrzę na rdzewiejącą kasetę mieszczucha.