bo w środku dnia dowiedziałam się, że panowie robotnicy rozbrykali się z koparką i naruszyli słup, który zaczął sobie dyndać nad moim autem... musiałam zatem wrócić do domu i wziąć sprawy w swoje ręce ;) a w drodze powrotnej zrobiłam kilka zdjęć:
a po pracy na huśtawki w parku przy liściastej... ja nawet nie wiedziałam, że tam takie ładne stawy są ;D w drodze powrotnej z liściastych włości koleżanki mej, przyczepił się do mnie (bo inaczej tego nazwać nie można) pewien rowerzysta, który okazał się byc wyjątkiem od reguły: "rowerzyści to fajni ludzie"... ale jak to mówią: wyjątek potwierdza regułę ;)
z i do i z pracy na moim nowym, bardziej kobiecym, wehikule. co prawda trochę popiskuje, ale może dzięki niemu zacznę w końcu nosić sukienki, które zalegają w mojej szafie ;D
trochę kręcenia po łagiewnikach, zakończonego chlebem ze smalcem i ogórkiem u parówy ;D reszta ekipy się wykruszyła, więc pojechaliśmy z Tomkiem na lody... dokupywałam sobie po jednym kilka razy, aż zaczęło kropić. najpierw delikatnie, potem nieco mniej delikatnie. w efekcie ciągle się suszę. mój rower też. a deszcz wcale nie był ciepły. ;D