Pojechałam oddać pracę mgr (wreszcie:))), a wylądowałam gdzie indziej. A potem jeszcze gdzieś i jeszcze indziej :) Oczywiście się spóźniłam, bo źle przeczytałam sms'a. Pewnie dlatego, że nie miałam na maturze czytania ze zrozumieniem. Czekającego na mnie raz jeszcze przepraszam i publicznie posypuję głowę popiołem :)
... to mówi samo za siebie. Dzień był zły. A nawet gorzej. Chociaż gdzieś czytałam, że poniedziałek to dla mnie najszczęśliwszy dzień tygodnia. Jeśli tak ma wyglądać najszczęśliwszy dzień tygodnia, to boję się myśleć, jaki będzie najgorszy ;P Jakkolwiek jak sobie tak stałam przez godzinę na dworcu, to zrozumiałam wreszcie, po co na nowej maturze jest czytanie ze zrozumieniem. Otóż jest ono po to, by ludzie nie szarpali bezmyślnie za drzwi na dworcu, a następnie złorzeczyli, że są popsute i żeby mogli odczytać z naklejki, że drzwi z zewnątrz się pcha, a od środka ciągnie. Sądzę, że jak już ludzie naumieją się czytać ze zrozumieniem, to PKP dużo zaoszczędzi na naprawie drzwi ;]
trochę za późno wyjechałam z domu i potem musiałam przyspieszyć - spoźniłam sie tylko 3 minuty ;D po drodze do domu zrobiłam zdjęcie naszej miejskiej choince :)
to był bardzo dobry dzień :) przestało padać, jeździło sie miło i kierowcy nawet byli mili (może dlatego, że unieruchomieni przez wszechobecne korki ;) a na koniec dnia huśtawki w pozostałościach puszczy łódzkiej, czyli w parku 3 maja, w towarzystwie Pawła, który idealnie wkomponował się w konstrukcję sprężynowego rowerka - jakby do tego był stworzony ;) a teraz podjadam sobie kremówkę - żeby było jeszcze milej :)
koło południa chyba chciała mnie dopaść grypa i miałam kryzys... ale jak już wsiadłam na rower, to z każdym kilometrem czułam się lepiej, a teraz jestem już zupełnie zdrowa :]