... z ikeą w tle na deser... i oczywiście dwa kapcie na dobry koniec dnia ;P jak tak dalej pójdzie, to będę mogła w jakimś rowerowym pit stopie pracować ;)) ps po drodze pączek z czekoladą i lody z karmelem, a tego co niesłodkie nie liczę ;D
miałam dzisiaj pisać, cały dzień (bo czasu coraz mniej), ale jak zobaczyłam za oknem słońce (po raz pierwszy od kilku tygodni;), to zdecydowałam, że idę na rower... a właściwie idziemy, bo wyciągnęłam jeszcze Corteza. Naszym celem były Łagiewniki, a konkretnie kilka górek w Łagiewnikach. A dzięki mojej kobiecej intuicji Adamowi tez się w końcu udało podjechać... bo diabeł tkwi w szczegółach ;]
a może koszykowa? co za różnica :D ale za to już wiem, że starorudzką dojedzie się do pabianickiej :) podsumowanie: 8 nadrobionych kilometrów, dwie zużyte łatki (na dwie dziury w jednej dętce), spóźnienie ma mecz I ligi i podziwianie mglistej panoramy łodzi z rudzkiej góry (w mgle nie widać kominów i łódź traci sporo ze swojego fabrykanckiego uroku;) a w drodze powrotnej kupiłam czekoladę, która chodziła za mną od wczoraj i przy okazji padłam ofiarą podrywu "na komara": X: hm, hm... fajna szosa... hm, hm... chcesz zobaczyć mojego komara? ja: ? X: wygląda tak samo, jak to twoje cudo, tylko że ma silniczek... ja: ;D